
Porzucenie kartki i telefonu to dla wielu sklepów pierwszy krok w stronę cyfryzacji. Naturalnym kolejnym etapem są platformy zakupowe B2B. W teorii brzmi to świetnie: kierowniczka loguje się do systemu, wybiera produkty, klika „zamów” i gotowe.
To faktycznie postęp. Ale czy rzeczywiście oznacza mniej pracy?
Jak wygląda codzienność pracy z platformami?
Pani Basia, kierowniczka delikatesów na osiedlu, ma konta u trzech dostawców. Każdego ranka loguje się do każdej z nich, porównuje ceny masła, cukru, konserw i napojów. W jednym systemie taniej, w drugim drożej. Zdarza się też, że w natłoku obowiązków zamawia „jak zawsze”, bez większej analizy.
„Wchodzę, klikam i zamawiam. Niby szybciej niż dzwonić, ale i tak spędzam przy komputerze kilka godzin dziennie” – mówi Pani Basia.
Co faktycznie dają platformy B2B?
- Aktualne ceny i promocje – bez czekania na przedstawiciela.
- Zamówienia 24/7 – pełna niezależność od godzin pracy hurtowni.
- Większa kontrola – asortyment i dostępność towarów widać od razu.
A gdzie tkwi problem?
Czy to faktycznie oszczędza czas?
Dla niektórych – tak. Dla większości – to po prostu inna forma tej samej pracy. Mniej telefonów, więcej klikania. Mniej kartek, więcej Excela. Problem wciąż pozostaje: ktoś musi policzyć, sprawdzać i analizować wszystko ręcznie.
A co, gdyby system robił to za Ciebie?
Wyobraź sobie, że możesz dostać informację czego brakuje w Twoim sklepie. Nie musisz chodzić między regałami ani przedzierać się przez magazyn. Program magazynowy podpowie Ci, co zamówić i w jakiej ilości.
To już nie coś odległego i zarerwowanego dla dużych graczy – to kolejny krok cyfryzacji. O tym w następnym artykule.